Currency
"Spadaliśmy co dwa metry": Ukraiński oficer wywiadu opowiedział, jak uratował rannego rodaka spod ostrzału
Oficer wywiadu 32. oddzielnej brygady zmechanizowanej Sił Zbrojnych Ukrainy podzielił się tym, jak uratował rannego rod aka z pola bitwy pod ciężkim ostrzałem wrogich Gradów MLRS. Pociski gwizdały nad głowami obrońców, którzy co kilka metrów musieli padać na ziemię, aby przeżyć.
Historia wojownika została opublikowana na stronie 32 SMB na Facebooku. "Potem nasi ludzie musieli się trochę wycofać ze swoich pozycji. Zostali dość mocno ostrzelani. Działały pociski Grad MLRS. Było wielu rannych" - powiedział Ołeksandr.
Dodał, że zwiad udał się na te pozycje w nocy, ponieważ zadaniem było wykonanie drogi powrotnej i oczyszczenie okopów. Według informacji żołnierzy, okupanci nie zdobyli tam przyczółka.
"Dotarliśmy na miejsce, przeszukaliśmy wszystkie pozycje i krzaki w pobliżu i nie widzieliśmy żadnych śladów wroga. Już nad ranem ponownie rozpoczął się zmasowany ostrzał. Działały pociski MLRS Grad. Ale udało nam się znaleźć naszych rannych. Musieliśmy ich wynieść, bo nie przeżyliby. Usłyszeliśmy gwizdy nad naszymi głowami. Zabraliśmy ich i wróciliśmy. Co kilka metrów padaliśmy na ziemię, aby odłamki nas nie trafiły" - powiedział oficer.
Oleksandr zauważył, że podczas eksplozji należy upaść tam, gdzie się stoi. Ludzie często zaczynają uciekać, co jest pewną śmiercią.
"Aby uratować człowieka w takich okolicznościach, trzeba go siłą położyć na ziemi. Nie wiem nawet, jak nazywał się zawodnik, którego załatwiłem. Jakoś o to nie zapytałem. Nie było na to czasu. Wyszliśmy o 4:00 nad ranem. Wiem tylko, że przeżył. To najważniejsze" - powiedział wojownik.
Oleksandr pochodzi z miejscowości Lokhvytsia w obwodzie połtawskim, z wykształcenia jest stolarzem i nie służył wcześniej w wojsku. Do zwiadu trafił przez przypadek. Kiedy rozpoczęła się wojna na dużą skalę, nie mógł siedzieć w domu, więc wypełnił kwestionariusz i został przydzielony. Przeszedł szkolenie w Niemczech w bazie NATO.
"Zadaniem oficerów wywiadu jest wprowadzenie ludzi na pozycje opuszczone lub odbite z rąk wroga. Zakładamy też posterunek obserwacyjny. W praktyce wygląda to tak: idziemy 300 metrów do przodu, wchodzimy pierwsi, patrzymy, czy nie ma wroga, rozstępów, min. Mamy ze sobą sapera. Piechota wchodzi, gdy wszystko zostanie sprawdzone. Potem albo wracamy, albo wspinamy się bliżej wroga i ustawiamy posterunek obserwacyjny. Zdarzało się, że wspinaliśmy się przez zarośla na pozycje wroga. Wspinaliśmy się nawet na sto metrów" - mówi żołnierz.
Dodał, że w idealnej sytuacji oficerowie wywiadu nie strzelają, choć w praktyce bywa różnie, bo idą "do samego piekła".
"Jest takie powiedzenie, że jak zwiadowca zaczyna walczyć, to już nie jest zwiadowcą, tylko piechotą. Musiałem zostać piechurem. Jeśli wszystko idzie zgodnie z planem, raportujemy działania wroga i robimy zdjęcia z zaaranżowanego posterunku. Zazwyczaj działamy przez 1-3 dni, a potem odpoczywamy" - powiedział.
Według niego, okupanci często zostawiają na stanowiskach swoich zabitych i rannych.
"To dla nas niesamowite, ale nie zabierają ze sobą tych, którzy nie mogą chodzić. Prawdopodobnie dlatego, żeby nie uciekli. Ogólnie traktują ludzi jak mięso. Często wysyłają ich na szturm przez miny, prosto pod kule. Kiedy znam teren i dostaję zadania, często koryguję drogę z dowódcą. Oni wykonują rozkazy bez zastanowienia. Może to i lepiej dla wojny, bo ich straty są dużo większe" - powiedział zwiadowca.
Przyjaciele, ustabilizowane życie i telefony do krewnych pomagają Ołeksandrowi dojść do siebie po walkach.
"Chłopaki w naszej jednostce są w większości dobrzy. Jesteśmy już jak rodzina. Gotują wszystko pysznie. Zrobiliśmy zarówno gołąbki, jak i oliwę. Naprawdę chcemy domowego jedzenia. Sardynki i gulasz wystarczą nam na wiele lat" - mówi.
Oleksandr tęskni za córką i synem, którzy mają 4 i 2 lata.
"Dzwonię regularnie, moja córka płacze, bardzo chce, żebym przyjechał. Obiecują, że dadzą urlopy i pojadę natychmiast. Mam nadzieję, że do końca roku wygramy. Tak myślę... Bardzo tego chcę! Najpierw pojadę do domu, do rodziny. Będę z nimi przez chwilę, odpocznę. Kto wie, może wtedy podpiszę kontrakt. Myślę, że potrzebujemy silnej armii na przyszłość. Rosjanie nas nie zostawią" - mówi wojownik.
Jak donosi OBOZREVATEL:
- Były żołnierz piechoty morskiej USA Trevor Reed, który w kwietniu 2022 roku zdołał zostać zwolniony z rosyjskiego więzienia, pojechał walczyć za Ukrainę. Został ranny i jest obecnie leczony w Niemczech.
- Ukraińscy oficerowie wywiadu lotniczego pokazali na filmie, jak użyli drona do zlokalizowania i uratowania rannych bliźniaczych żołnierzy. Jeden z żołnierzy został poważnie ranny.
Tylko zweryfikowane informacje od nas w kanale Telegram Obozrevatel, Threads i Viber. Nie daj się nabrać na podróbki!