Currency
Czterech żołnierzy Sił Powietrznych schwytało jedenastu najeźdźców: oficer "Major" opowiedział, jak do tego doszło. Wideo
Czterech żołnierzy ukraińskich sił powietrznych przechwyciło 11 rosyjskich samolotów szturmowych. Stało się to na początku inwazji na pełną skalę podczas walk w pobliżu Charkowa.
Obrońcy walczyli z grupą szturmową wroga, która zbliżyła się prawie do ich pozycji i odniosła zwycięstwo. Opowieść o tej bitwie autorstwa oficera Sił Powietrznych o pseudonimie "Major" została opublik owana na kanale Telegram Ukraińskich Sił Powietrznych.
Powiedział on, że na początku inwazji na pełną skalę dowodził oddziałem strzeleckim batalionowej grupy taktycznej. W czasie wydarzeń, o których mowa, żołnierze tego batalionu utrzymywali linię na północno-wschodnich obrzeżach Charkowa, w dzielnicy Sałtowka.
Tego dnia Rosjanie podjęli kolejną próbę ataku na pozycje ukraińskiego batalionu przy użyciu kilku grup szturmowych.
"Wykorzystaliśmy rozpoznanie lotnicze do wykrycia jednostek wroga i zaczęliśmy zadawać straty ogniowe za pomocą zrzutów, broni zbiorowej, takiej jak moździerze, karabiny maszynowe, granatniki, a tym samym odpierać szturm, aby uniemożliwić wrogowi zbliżenie się do naszych jednostek utrzymujących linię na ziemi. Jednej z grup udało się zbliżyć do naszych wysuniętych pozycji. I usłyszeliśmy raport o jej wykryciu od żołnierzy, którzy trzymali obronę bezpośrednio na samej pozycji. Oznacza to, że wróg pojawił się nagle w odległości 5 metrów od naszej jednostki" - powiedział.
W momencie ataku wroga na linii frontu znajdowało się tylko czterech ukraińskich żołnierzy. Zameldowali oni swoim towarzyszom o liczbie Rosjan i rozpoczęli walkę na własną rękę.
"Stanęliśmy przed pytaniem, czy dać im rozkaz do odwrotu, czy kontynuować walkę. Ponieważ znaliśmy liczebność wroga, zdawaliśmy sobie sprawę z przewagi liczebnej i możliwych konsekwencji. Dowódca zdecydował się utrzymać linię i wydał mi rozkaz. Ponownie zaczęliśmy zadawać obrażenia ogniowe zrzutami, zaczęliśmy używać dronów kamikadze na jednostce wroga, która w tym momencie była rozproszona naprzeciwko naszej pozycji i przygotowywała się do szturmu" - wspomina żołnierz.
Uderzenia na najeźdźców zakończyły się sukcesem i zmusiły rosyjskich szturmowców do szukania schronienia. Znaleźli je w opuszczonym domu.
"Jedynym rozwiązaniem było zniszczenie tego domu, zanim wróg podejmie jakiekolwiek aktywne kroki i zdoła działać w sposób zorganizowany. Dlatego zdecydowano się zadać obrażenia mieszanką zapalającą, zrzutami na ten dom. Podpaliliśmy go, a wróg wpadł w panikę i zaczął chaotycznie uciekać" - powiedział "Major".
Po zniszczeniu domu, najbliższym schronieniem dostępnym dla Rosjan była pobliska piwnica. Tam się ukryli.
"Kiedy wbiegli do środka, wydałem komendę jednostce, która trzymała obronę, aby udała się do linii, podjęła obronę tak, aby wyjście z piwnicy było kontrolowane przez broń strzelecką. Nasi bojownicy wykonali dobrą robotę. Wykonali wszystkie polecenia. To wielki heroizm. Bo świadomość, że jest was czterech i 12 wrogów, zbliżających się i ćwiczących na bliskim dystansie z granatami i bronią strzelecką, to ogromne ryzyko dla życia. Podziwiam tych chłopaków. Są bohaterami. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że są z Sił Powietrznych, nie są piechurami, nie są samolotami szturmowymi, którzy szkolili się, pracowali i walczyli przez 10 lub 5 lat w tym obszarze" - powiedział oficer Sił Powietrznych.
Nie wiadomo, jak potoczyłyby się wydarzenia, gdyby nie decyzja żołnierzy Sił Zbrojnych Ukrainy, którzy zajęli się wrogiem.
"Sprawy wymknęły się trochę spod kontroli, gdy jeden z tych zdesperowanych ludzi pobiegł bezpośrednio do piwnicy i zaczął wrzucać do niej granaty. Po tym, jak kolejny granat trafił w piwnicę, dowódca tej grupy szturmowej został zabity, pochodził z jednostki Wagnera, byłego Wagnera, prowadził ich i, według więźniów, sprzeciwiał się poddaniu. A potem wszystko poszło zgodnie z planem" - opowiadał "Major".
Obrońcy po kolei wypuszczali Rosjan z piwnicy, każąc im wychodzić bez broni. Po krótkiej rewizji jeńcy zostali położeni na ziemi, gdzie czekali, aż pozostali lokatorzy opuszczą piwnicę, a następnie ewakuowali się w bezpieczne miejsce.
"Grupa rezerwowa z naszej kompanii pojawiła się pilnie, szybko, wszystko jasno opracowali, przyszli nas wesprzeć na czas, pomogli obrońcom pozycji wziąć jeńców, związali im ręce, zamknęli oczy i odpowiednio rozpoczęli ewakuację" - powiedział oficer.
Przyznał, że choć śledził wydarzenia zdalnie, bał się. Bał się o swoich podwładnych, którzy ryzykowali życiem i mogli zginąć przy najmniejszym niewłaściwym poleceniu.
"Bałem się o życie naszych chłopaków, bardzo się martwiłem, że podjąłem jakąś złą decyzję, wydałem złe polecenie. Ale, dzięki Bogu, ich spójność, ich jasne działania, ich odwaga doprowadziły do tego, że wszystko zostało wykonane poprawnie. Należy również wspomnieć o załogach bezzałogowych statków powietrznych, które stale kontrolowały sytuację, bardzo dokładnie rozpracowywały wroga, dopóki nie uciekł do ostatniej kryjówki w tej wojnie, mam nadzieję. I wszystko skończyło się dobrze" - podkreślił "Major".
Oficer dodał, że zwycięstwo w tej bitwie, w wyniku której wymieniono 11 rosyjskich jeńców, było tym cenniejsze, że ukraińscy żołnierze musieli stawić czoła dobrze wyszkolonemu wrogowi.
"Była to jednostka tak zwanych "jastrzębi" 44 Korpusu Armijnego, czyli sił specjalnych. Wszyscy zauważyliśmy ich wysokiej jakości wyszkolenie, gdy przeprowadzali operacje szturmowe. I odnieśliśmy sukces. Nasi są najlepsi" - podsumował.
Tylko zweryfikowane informacje są dostępne na kanale OBOZ.UA Telegram i Viber. Nie daj się nabrać na podróbki!